5 czerwca wziąłem udział w półmaratonie Tushinsky Rise. Czas, delikatnie mówiąc, mi nie odpowiadał. W tym raporcie opowiem o organizacji, trasie, przygotowaniach i samym biegu.
Organizacja
Najpierw chcę powiedzieć o organizacji. Bardzo ją lubiłem. Wszystko jest robione dla ludzi. Doskonałe wsparcie wolontariuszy, wyraźnie i wyraźnie oznaczony tor, doskonały pakiet z jedzeniem na mecie (więcej o tym poniżej), bezpłatne toalety, przechowalnia bagażu, kasza gryczana z mięsem dla wszystkich finiszerów, wsparcie muzyczne - za to szczególne podziękowania, przebiegnięcie obok perkusistów, pojawiła się siła z nikąd.
Ogólnie jestem bardzo zadowolony z organizacji. Wielu zwróciło uwagę na problem długiej kolejki do rzeczy po mecie. Nie oddałem swoich rzeczy, więc osobiście nie mogę nic o tym powiedzieć.
Początkowa wpłata wynosiła 1300 rubli.
Pakiet startowy, pakiet finishera i nagrody
Pakiet startowy składał się z numeru startowego, do którego dołączony był jednorazowy chip, napój energetyzujący, kilka kuponów rabatowych do różnych sponsorowanych sklepów oraz sam pakiet.
Ogólnie nic nadzwyczajnego - zwykły pakiet startowy
Jednak zwykły punkt wyjścia nadrobili niezwykłym wykończeniem. Zaraz po skończeniu dali mi papierową torbę z jedzeniem. Mianowicie banan, sok dla niemowląt, dwie butelki wody, kawałek chałwy i piernik Tula. Doskonała opcja na „zamknięcie okna węglowodanowego”, która może nawet nie istnieć. W każdym razie jest to bardzo smaczne i satysfakcjonujące.
Co do nagród.
Nagrody przyznano tylko w kategoriach absolutnych, czyli przyznano 6 pierwszych finalistów dla kobiet i mężczyzn. Moim zdaniem ta zasada może być stosowana tylko w przypadku handicapu. W zwykłym wyścigu jest to niesprawiedliwe wobec starszych zawodników.
Zająłem 3 miejsce i otrzymałem skalę, która określa nie tylko wagę, ale także skład ciała - ilość tkanki tłuszczowej, mięśni itd. Całkiem wygodna i praktyczna rzecz. Dodatkowo otrzymałem 6 żeli energetycznych Powerup. Przydały mi się, bo i tak zamierzałem je kupić, żeby przygotować się do biegu na 100 km.
I certyfikat na 3000 rubli dla sklepu sponsorującego produkty Mizuna. I wszystko byłoby dobrze, ale w takich przypadkach lepiej byłoby dać pieniądze lub nagrody. A wszystko dlatego, że nie od razu wyjaśniono, w którym sklepie ten certyfikat będzie ważny. Najpierw poszliśmy do tego samego sklepu, w którym miała miejsce rejestracja. Okazuje się, że ten certyfikat nie jest tam ważny. Zostaliśmy wysłani do głównego centrum odzieżowego, gdzie ten certyfikat jest ważny. Nie był zbyt blisko. Ale po przyjeździe okazało się, że nie ma za co kupić. Dobrze, że moja żona też jest biegaczką, bo było dla niej kilka rzeczy - a mianowicie spodenki do biegania i skarpetki. Dla siebie jestem na 3 tr. nie mógł nic znaleźć. W rezultacie, marnując ten certyfikat przez kilka godzin, straciliśmy te kilka godzin i wiele planów zostało z tego powodu zamkniętych.
Kiedy wcześniej otrzymywałem certyfikaty na niektórych konkursach, wtedy te certyfikaty były ważne w sklepie dowolnego sponsora i były odpowiednikiem zwykłych pieniędzy, czyli podlegały wszelkim rabatom. Tutaj nic im się nie rozciągało i nie ma też za wiele do kupienia, bo wybór jest za mały.
Gdybym mieszkał w Moskwie lub w pobliżu, nie pomyślałbym, że to jest problem. Ale ponieważ mój czas był tak ograniczony, a przez nich nadal musiałem stracić 3-4 godziny, stał się to już problem.
Tor
Półmaraton nazywa się „Tushinsky Rise”, co sugeruje obecność przynajmniej jednego ślizgu. Było ich więcej. Ale były dość krótkie. Dlatego nie powiem, że tor jest bardzo trudny. Chociaż nie możesz nazwać szybkiego toru z powodu tych podjazdów.
Ale jednocześnie sam tor jest bardzo ciekawy - dużo stromych zakrętów, z których prawie wychodzi z toru. Połowa dystansu biegła po płytkach i asfalcie, druga połowa po gumie. Co oczywiście zwiększało wygodę.
Znaczniki są świetne. Nigdy nie było wątpliwości, gdzie biec. Na najostrzejszych zakrętach zawsze byli ochotnicy. Wolontariusze byli nie tylko na zakrętach - byli po całym torze i bardzo dobrze wspierali biegaczy. Dodatkowo specjalne podziękowania dla perkusistów, byli bardzo zmotywowani.
Generalnie podobał mi się tor, ciekawa rzeźba terenu, z różnymi rodzajami nawierzchni. Jedynym małym mankamentem jest to, że droga jest wąska, więc czasem musieliśmy biegać po rondach po trawie. Ale trzeba było to zrobić tylko 3 razy, nie mogło to wpłynąć na wynik.
Punkty gastronomiczne były zlokalizowane bardzo kompetentnie - dwa na kole o długości 7 km. Jeden z punktów znajdował się tuż na szczycie wzgórza, na samym wzniesieniu. Nie piłem wody, więc nie mogę powiedzieć, jak była podawana i czy w punktach z jedzeniem były kolejki.
Moje przygotowanie i sam wyścig
Obecnie aktywnie przygotowuję się do biegu na 100 km, więc ten półmaraton był początkowo drugim startem. Już w maju planowałem popracować nad szybkością, więc półmaraton miał być doskonałym sprawdzianem moich umiejętności. Ale niestety tego nie zrobił.
Na 2 tygodnie przed półmaratonem zrobiłem 2 tempo 10 o 33.30 z różnicą 5 dni. Sądząc po wynikach treningu spodziewałem się, że przy dobrych warunkach atmosferycznych skończy mi się 1,12. Warunki pogodowe nie zawiodły, ale tak.
Plus trening szybkościowy, którego w sumie nie było wiele, ale mimo to powiedzieli, że jestem gotowy, aby biec na ten wynik.
W efekcie od samego początku bieg był ciężki, nie było uczucia łatwości pracy na żadnym z kilometrów. Ze względu na przyspieszenie startowe pierwszy kilometr wypadł na 3,17, 2 km przebiegłem 6,43, 5 km w 17,14. 10 km w 34,40. Oznacza to, że układ początkowo nie przebiegał zgodnie z planem. Na 4 km bolał mnie brzuch i nie odpuszczałem do mety. Nogi też nie pracowały zbyt dobrze.
Po 16 km usiadłem i po prostu doczołgałem się do mety, starając się utrzymać 3. miejsce. Okazało się, że za nim była bardzo zacięta walka, gdyż od trzeciego do szóstego miejsca wyniki zwycięzców utrzymywały się w ciągu półtora minuty.
Po przeanalizowaniu, dlaczego taki wynik, doszedłem do następujących wniosków:
1. W przeddzień pół dnia włóczyłem się po Moskwie po sklepy - trzeba było, gdy była okazja, kupić normalne trampki i ciuchy do biegania. Nie mogło pójść na marne, rozumiałem to, ale nie miałem wyboru. W tym przypadku zakup był nie mniej ważny niż półmaraton. Jak powiedziałem, początek był drugorzędny. Przed ważnym startem nigdy nie chodziłbym przez 8 godzin. To jest najeżone.
2. Brak szybkiej pracy na półmaraton. Jak już pisałem, miesiąc przed półmaratonem wykonywałem pracę na wysokich obrotach. Jednak w bardzo małych ilościach. Co wystarcza na 100 km, ale zupełnie niewystarczające na tak szybki dystans, jak 21,1 km.
3. Slajdy. Bez względu na to, jak małe są, są slajdy. Zatykają mięśnie, zwiększają tętno. Na płaskim półmaratonie jestem pewien, że nawet w tym samym stanie bym biec o minutę lepiej. Pracę wykonuję pod górę w wymaganej ilości, więc nie powiem, że mnie „ścięli”. Ale złożoność wciąż była dostarczana.
4. Niegotowość psychiczna. Nie byłem w nastroju, by biec po wysoki wynik. Nawet na starcie nie było normalnego nastroju na wyścig. Zadanie polegało tylko na ucieczce. W tym przypadku wciąż ustanawiam osobisty rekord. Ale rozumiem, że daleko mu do moich prawdziwych możliwości.
5. Duże nastawienie treningowe na wytrzymałość. W takim przypadku musisz zrozumieć, że duże ilości wolnych krzyżyków spowodują zmniejszenie prędkości. A potem dwóch zająców nie da się utrzymać. Albo prędkość, albo głośność. Możesz oczywiście zrobić dużą prędkość, ale nie jestem jeszcze na to gotowy. W związku z tym rozmawiałem z gościem, który zajął 2 miejsce. Jego tygodniowa objętość wynosi tylko 70 km, ale praca odbywa się głównie z dużą prędkością. A z moich 180 km mam ograniczenie prędkości nie większe niż 10-15 km. Różnica jest oczywista. Ale nie wolno nam zapominać - ten facet jest mistrzem sportu w biegach górskich. Oznacza to, że ma bazę, która pozwala mu wykonać 70 km szybkiej pracy. Nie mam jeszcze takiej bazy. Teraz nad tym pracuję.
Oto wnioski, które wyciągnąłem. Porozmawiam też o tym z trenerem, ale myślę, że potwierdzi moje słowa.
Teraz głównym celem jest 100 km w Suzdalu. Chciałbym spróbować skończyć 9 godzin. A potem jak to idzie. Moim zadaniem jest przygotować się i mieć nadzieję na dobrą pogodę i nastrój do wyścigu.