Podczas gdy większość biegaczy amatorów biegała w Maratonie Moskiewskim, ja wolałem startować w Handicapie Półmaratonu Wołgogradzkiego. Ponieważ półmaraton był dla mnie najbardziej potrzebnym startem pod koniec września. Biegałem bardzo dobrze dla siebie. Pokazany czas 1.13.01. Zajął 3 miejsce zarówno w czasie, jak iw handicapie.
Organizacja
W zawodach biegowych w Wołgogradzie uczestniczę już od dłuższego czasu, więc prawie zawsze wiem, czego się spodziewać po organizatorach. Organizacja jest zawsze na dobrym poziomie. Bez fanaberii, ale wszystko jest jasne, poprawne i stabilne.
Tym razem było tak samo. Ale tylko kilka przyjemnych drobiazgów zostało dodanych, co znacznie wpłynęło na końcowe wrażenie wyścigu.
Przede wszystkim jest to wsparcie wolontariuszy. Trudno nazwać Wołgograd biegającym miastem. Dlatego nie było tam zwyczaju kibicowania i kibicowania biegaczom. Zresztą tak aktywny. Tym razem dosłownie wszyscy wolontariusze na całej trasie starali się rozweselić biegaczy, co niewątpliwie dodało sił. I jak drobiazg, który jest obecny w wielu wyścigach, ale jak zmienia wrażenie konkurencji.
Po drugie, osobno chciałbym wspomnieć o grupach perkusyjnych. Podczas biegania bardzo pomogli swoją muzyką. Uciekasz, a siły przychodzą znikąd. W tym roku przebiegłem już na kolejnym półmaratonie w Tushino, gdzie również perkusiści kibicowali uczestnikom na torze. Wtedy bardzo podobał mi się ten pomysł. I tym razem Wołgograd również zdecydował się skorzystać z tej metody wsparcia i podjął słuszną decyzję. Bardzo mi się to spodobało i to nie tylko mnie, ale bardzo wielu uczestnikom wyścigu.
W przeciwnym razie wszystko było, powiedzmy, stabilne i poprawne. Pakiet startowy zawierał koszulkę i numer. Opłata wynosiła, jeśli zarejestrujesz się na czas, tylko 500 rubli. Zmiana namiotów, bezpłatne toalety, koce foliowe na mecie, żeby nie stracić ciepła, sensowne oznaczenia, nagrody pieniężne, całkiem przyzwoite jak na ten poziom wyścigu.
Tyle tylko, że sam tor nie był szczególnie przyjemny z w sumie dziesięciu „martwych” 180-stopniowych zakrętów w półmaratonie. Wynikało to z faktu, że na części toru kontynuowano naprawy. Dlatego, zdaniem organizatorów, po prostu nie było sposobu, aby pozbyć się takich zakrętów.
Pogoda
Około 2 dni przed wyścigiem, patrząc na prognozę pogody, stało się jasne, że łatwy bieg nie zadziała. Spodziewano się 9 stopni Celsjusza, deszczu i wiatru około 8 metrów na sekundę. Ale pogoda sprzyjała biegaczom i ostatecznie warunki były znacznie lepsze. Temperatura może nie była szczególnie wyższa niż 10 stopni, ale wiatr był wyraźnie słabszy, nie przekraczał 4-5 metrów na sekundę i nie było w ogóle deszczu.
Można powiedzieć, że z wyjątkiem wiatru, który wiał w sumie na połowie toru, pogoda była przełajowa.
Taktyka. Jazda autostradą.
Biegacze mieli do pokonania 5 okrążeń. Na kole było tylko jedno małe wzniesienie, o długości około 60 metrów. Reszta odległości znajdowała się na równinie.
Ponieważ było to utrudnienie, uczestnicy zaczynali w różnym czasie. Zacząłem w ostatniej grupie, 23 minuty za kobietami 60+. Generalnie, kiedy biegłem, jedyny przedstawiciel tej kategorii pokonał już pierwsze koło.
Planowałem zacząć o 3.30, a potem oglądać, utrzymywać tempo, budować lub nadal zwalniać.
Po starcie jeden z uczestników od razu objął prowadzenie. Jego tempo było dla mnie wyraźnie za wysokie, więc nie wytrzymałem i stopniowo uciekał ode mnie. Dalej, trzy kilometry po starcie, wyprzedził mnie inny zawodnik. Spóźnił się na start, więc nie uciekł ode mnie od razu razem z prowadzącym, ale dogonił. Byli faworytami wyścigu, więc nie sięgałem po nie i pracowałem we własnym tempie.
Obliczyłem, że aby przebiec półmaraton 3.30, każde okrążenie powinno być pokonane w około 14 minut i 45 sekund. Pierwszy krąg wyszedł trochę wolniej. 14,50. Na znaku 5 km pokazałem godzinę 17.40. To było 10 sekund wolniej niż to, co sobie powiedziałem. Dlatego stopniowo, czując w sobie siłę, zaczął zwiększać tempo.
Na 10 km byłem prawie blisko docelowego średniego tempa, pokonując pierwszą dziesiątkę z wynikiem 35,05. W tym samym czasie nadal biec z mniej więcej tą samą prędkością.
Pod koniec 4. okrążenia udało mi się wyprzedzić moich dwóch najważniejszych zawodników - biegaczy z innych kategorii wiekowych, którzy startowali z handicapem względem mnie. I dlatego pomimo tego, że biegli wolniej, mogli wygrać właśnie z powodu tego utrudnienia.
Dlatego doszedłem do ostatniego koła w solidnej pozycji 3. Różnica wzrosła z czwartego miejsca. A drugiego nie mogłem dogonić.
Na znaku 15 km mój czas wynosił 52,20, co wskazywało, że powoli wyprzedzałem harmonogram o 3.30. Pozostał ostatni krąg, który postanowiłem potoczyć. Ale w tym momencie, ze względu na to, że sznurówki butów zawiązałem nieprawidłowo i luźno, gwóźdź w tenisówce zaczął przylegać. Co było przyzwoitym bólem. Resztę koła musiałem przebiec zgiętymi palcami, żeby gwóźdź nie wystawał. Myślałem, że całkowicie odpadło. Ale nie, patrzyłem na linię mety, nawet zrobiła się czarna dopiero w wieku 13 lat i nie wszyscy. Jak to zwykle bywa.
Z powodu gwoździa nie udało mi się dać z siebie wszystkiego w 100 procentach na ostatnim kole. Ale dałem z siebie wszystko na 80-90 procent. W rezultacie skończyłem z wynikiem 1.13.01. A średnie tempo wyniosło 3,27, czyli jeszcze więcej niż się spodziewałem. Jednocześnie nie było szczególnego zmęczenia i nic nie bolało po wyścigu. Czułem się, jakbym właśnie prowadził tymczasowy trening.
Idealnie rozłożone taktycznie siły. Jest to idealny podział negatywowy z wolniejszym początkiem i wyższym końcem. Okazało się, że ostatnie 10 km przebiegłem w około 34,15.
Pogoda była fajna. Dlatego po drodze złapałem tylko jedną szklankę i pociągnąłem jeden łyk, ponieważ moje gardło było tylko trochę suche. W ogóle nie chciałem pić i nie musiałem. Pogoda pozwoliła nie tracić czasu na jedzenie, bez obawy o „złapanie” odwodnienia.
Preparat i eyeliner
Chcę powiedzieć kilka słów o tym, jak przygotowywałem się do startu. Nie było pełnego przygotowania. Sierpień byłem chory, więc i tak trenowałem. Również we wrześniu sytuacja rodzinna nie pozwoliła na normalny początek miesiąca. Zacząłem się w pełni przygotowywać dopiero od około 5 września. Wtedy już zacząłem wprowadzać trening tempowy, fartleki i interwały. O dziwo, wyniki tych samych treningów tempa i interwałowych były bardzo zadowalające. Na przykład trening wykonałem 2 razy po 3 km, odpoczywając na 800 metrów. 9,34, 9,27. Dla mnie to bardzo przyzwoity czas treningowy, którego wcześniej nie pokazałem. Jednocześnie nie miałam czasu na przejście na dwa treningi dziennie.
Jestem pewien, że wolumen biegowy, który nakręciłem podczas przygotowywania 100-kilometrowego toru w lipcu, miał wpływ. 200-205 km tygodniowo przez prawie cały miesiąc dało się odczuć.
Wychowałem się jak zwykle. Dwa tygodnie przed startem zrobiłem kilka dobrych tempa treningów wytrzymałościowych, biegając 3-kilometrowe segmenty. A tydzień przed startem robiłem tylko treningi wspomagające. To prawda, 4 dni przed półmaratonem przebiegłem 2 km na 6,17, pierwszy na 3,17, a drugi na 3,00, bez większego stresu i przyspieszenia tętna. Co również było miłym zaskoczeniem.
Ogólnie preparat okazał się bardzo zniszczony. Jednak dała wynik.
Wnioski dotyczące przygotowań i wyścigu
Pobicie osobistego rekordu, nawet 2,17 szybszego od poprzedniego, to zawsze bardzo dobry wynik.
Spośród zalet mogę w tym przypadku wskazać idealną taktykę biegową. Często nie jest możliwe tak prawidłowe i wyraźne rozłożenie sił, aby po osiągnięciu rekordu osobistego nie zawiesić języka na ramieniu, ale mieć pewną rezerwę siły, której nie można było zrealizować tylko z powodu uszkodzonego paznokcia.
Można też stwierdzić, że po gigantycznych ilościach letniego biegania dla mnie przez miesiąc chorowałem, co dało mi możliwość zrobienia sobie przerwy i dalej, nawet bez wprowadzania dwóch treningów dziennie, udało mi się przełożyć ilość na jakość za pomocą treningu wytrzymałościowego. Ogólnie rzecz biorąc, standardowy schemat przygotowania. Najpierw jest aktywna praca na bazie, następnie na tej bazie wykonywany jest trening tempowy, który daje wynik.
Byłem głupi, jeśli chodzi o sznurowanie. Początkowo nie zadbałem o sprawdzenie, czy dobrze go zawiązałem, czy nie. Po prostu to zawiązałem i pobiegłem. Wystrzelił we mnie z czarnym paznokciem i utratą sekund na pętli końcowej.
Ale ogólnie rzecz biorąc, zdecydowanie mogę dodać rasę do swojego atutu. Biegałem bardzo wesoło, czas był godny. Czuć się dobrze. Organizacja mnie uszczęśliwiła. Nawet pogoda dopisała.
Teraz następny start to maraton w Muchkap. Minimalny cel to wymiana 2,40. A potem jak to idzie.