Przed przystąpieniem do pisania pełnoprawnego raportu, którego nie każdy może opanować, bo emocji jest dużo, a chcę pisać jak najwięcej szczegółów, od razu chciałbym napisać kilka słów o organizacji tego maratonu.
To było po prostu świetne. Lokalne władze, organizatorzy i mieszkańcy witali każdego gościa miasta Muchkap jako bliskiego krewnego. Zakwaterowanie, łaźnia po zawodach, program koncertu specjalnie dla biegaczy dzień przed startem, po biegach „polana” organizatorów, duża jak na rosyjskie maratony, nagrody pieniężne dla zwycięzców i laureatów, a to wszystko zupełnie za darmo!
Organizatorzy zrobili wszystko, aby sportowcy czuli się jak w domu. I udało się. Fajnie było wejść w tę prawdziwą atmosferę biegania. Jestem absolutnie zachwycony iw przyszłym roku znów tu przyjedę i doradzam. 3 dystanse - 10 km, półmaraton i maraton dają możliwość startu każdemu biegaczowi amatorowi.
W sumie było naprawdę świetnie. Cóż, teraz o wszystkim, o tym bardziej szczegółowo.
Jak dowiedzieliśmy się o Muchkap
Około półtora roku temu główny sponsor i organizator tego maratonu Siergiej Witutin napisał do nas i osobiście zaprosił nas na maraton. Najprawdopodobniej znalazł nas z protokołów innych maratonów.
W tym czasie nie byliśmy gotowi do wyjazdu, więc odmówiliśmy, ale obiecaliśmy pojechać w przyszłym roku, jeśli to możliwe. Nasz rodak, także z Kamyshina, zdecydował się jednak wtedy po raz pierwszy w życiu opanować maraton i chciał to zrobić w Muchkap. Kiedy wrócił, mówił o wspaniałej organizacji i pięknym miasteczku Muchkap, w centrum którego znajduje się wiele wspaniałych pomników i rzeźb.
Zainteresowaliśmy się, a gdy w tym roku pojawiło się pytanie, gdzie pojechać na listopadowe zawody, wybór padł na Muchkap. Co prawda nie byliśmy gotowi do maratonu, ale chętnie zdecydowaliśmy się przebiec połowę.
Jak się tam dostaliśmy my i inni uczestnicy maratonu?
Do Muchkap można dojechać pociągiem lub autobusem. Jest tylko jeden pociąg Kamyshin-Moscow. Z jednej strony wygodnie jest nam dostać się prosto z naszego miasta do Muchkap linią prostą bez przesiadek. Jednak ze względu na to, że pociąg kursuje co 3 dni, musieliśmy przyjechać na 2 dni przed startem i wyjechać dzień później. Dlatego ten pociąg okazał się dla wielu niewygodny. Chociaż, na przykład, w ubiegłym 2014 roku, wręcz przeciwnie, dzień rozpoczęcia z powodzeniem zbiegł się z rozkładem jazdy pociągów, tak wielu go przyjechało.
Inną opcją jest autobus z Tambowa. Specjalnie dla uczestników wynajęto autobus, który na dzień przed startem zabrał uczestników z Tambowa, a wieczorem w dniu wyścigu pojechał z powrotem do Tambowa.
Dlatego przynajmniej z jednej strony trudno dostać się do Muchkap prosto, ale organizatorzy zrobili wszystko, aby ten problem zminimalizować.
Warunki życia i wypoczynek
Przyjechaliśmy 2 dni przed startem. Zostaliśmy zakwaterowani w lokalnym ośrodku sportowo-rekreacyjnym (centrum fitness) na materacach na podłodze w sali fitness. W zasadzie ci, którzy mieli dużo pieniędzy i przyjechali samochodem, zatrzymywali się w hotelu 20 km od Muchkap. Ale to nam wystarczyło.
Dla uczestników wyścigów zapewniono bezpłatny prysznic. W odległości 2 minut spacerem znajdowały się supermarkety i kawiarnie spożywcze, a także bufet w samym FOK, do którego przyniesiono jedzenie specjalnie dla maratończyków z kawiarni (płatne)
Jeśli chodzi o wypoczynek, w Muchkap pojawiła się tradycja - dzień przed startem maratończycy sadzą drzewa, by tak rzec, pozostawiając w pamięci o sobie na wiele lat. Wielu odwiedzających chętnie uczestniczy w tym wydarzeniu. Nie jesteśmy też wyjątkiem.
Wieczorem dla uczestników zorganizowano amatorski koncert, w którym wielkimi głosami wystąpiły lokalne talenty. Sam nie jestem wielkim fanem takich koncertów, ale ciepło, z jakim to wszystko organizowali, nie dawało powodu do nudy podczas występów artystów. Bardzo mi się podobało, choć powtarzam, w moim mieście rzadko bywam na takich imprezach.
Dzień wyścigu i sam wyścig
Budząc się wcześnie rano, nasz pokój zaczął zaopatrywać się w węglowodany na wyścig. Ktoś jadł płatki owsiane, ktoś ograniczył się do bułki. Wolę kaszę gryczaną, którą paruję w termosie z gorącą wodą.
Pogoda rano była cudowna. Wiatr słaby, temperatura około 7 stopni, na niebie praktycznie nie ma chmur.
Od FOK, w którym mieszkaliśmy, do punktu startowego 5 minut spacerkiem, więc siedzieliśmy do ostatniej. Na godzinę przed startem zaczęli stopniowo opuszczać miejsca do spania, aby mieć czas na rozgrzewkę. Od wieczoru dostaliśmy numery i żetony, więc nie trzeba było myśleć o tym elemencie konkursu.
Start odbył się w 3 tapas. Najpierw o godzinie 9.00 ruszyły tzw. „Doliny” na dystans maratoński. To zawodnicy, których czas w maratonie przekracza 4,30. Oczywiście robi się to, aby krócej czekać na nich na mecie. Godzinę później o godzinie 10.00 wystartowała główna grupa maratończyków. W tym roku na starcie stanęło 117 osób. Po wykonaniu dwóch kółek po centralnym placu miasta, których łączny dystans wynosił 2 km i 195 metrów, maratończycy wbiegli na główny tor łączący Muchkap i Shapkino.
20 minut po starcie maratonu rozpoczęto półmaraton i bieg na 10 km. W przeciwieństwie do maratończyków grupa ta od razu wybiegła na tor i nie zrobiła dodatkowych kółek w mieście.
Jak pisałem, wolałem przebiec półmaraton, ponieważ nie byłem gotowy do maratonu, a bardziej trenowałem do biegania na przełajowym „Height 102”, który odbył się 25 października. Długość krzyża wynosiła tylko 6 km, więc rozumiesz, nie miałem tomów na maraton. Ale połowa jest całkiem możliwa do opanowania.
Początkowy korytarz okazał się dość wąski dla około 300 uczestników. Podczas rozgrzewki prawie wszyscy dostali się już do startu, a ja nie mogłem wcisnąć się do czołówki i musiałem wstawać mniej więcej w połowie wyścigu. To było bardzo głupie z mojej strony, ponieważ masa poruszała się znacznie wolniej niż moja średnia prędkość.
W efekcie po starcie, gdy prowadzący już zaczęli biec, po prostu szliśmy pieszo. Obliczyłem, że wychodząc z tłumu straciłem około 30 sekund. Nie jest tak źle, biorąc pod uwagę mój wynik końcowy. Ale to dało mi spore doświadczenie, że w każdym razie na starcie trzeba włamać się do czołówki, żeby później nie natknąć się na tych, którzy biegną znacznie wolniej od Ciebie. Zwykle takie problemy nie pojawiały się, ponieważ korytarz startowy na innych wyścigach jest szerszy i łatwiej jest przecisnąć się do przodu.
Ruch na odległość i ulga na torze
Na dwa dni przed startem przebiegłem około 5 km po torze z lekkim truchtem, żeby choć trochę zaznać ulgi. A jeden z tych, którzy mieszkali ze mną w pokoju, pokazał mi reliefową mapę toru. Dlatego miałem ogólne wyobrażenie o tym, gdzie będą podjazdy i zjazdy.
Na dystansie półmaratonu były dwa dość długie podjazdy i odpowiednio zjazdy. To oczywiście miało wpływ na ostateczny wynik każdego sportowca.
Zacząłem bardzo wolno ze względu na to, że przez pierwsze 500 metrów musiałem razem z tłumem „pływać”. Gdy tylko dali mi trochę wolnego miejsca, zacząłem pracować we własnym tempie.
Nie postawiłem sobie konkretnego zadania na wyścig, ponieważ obiektywnie nie byłem gotowy do biegu w półmaratonie. Dlatego biegałem wyłącznie przez doznania. Na 5 km spojrzałem na zegarek - 18.09. Oznacza to, że średnie tempo wynosi 3,38 na kilometr. Znak 5 km znajdował się tuż przy pierwszym długim podjeździe. Dlatego byłem bardziej niż zadowolony z liczb. Potem była prosta linia i zejście. Na prostej i z górki toczyłem się 3,30 na kilometr. Bieganie było bardzo łatwe, ale po 10 kilometrach moje nogi zaczęły czuć, że wkrótce usiądą. Nie zwolniłem, zdając sobie sprawę, że na zębach, choć trochę wolniej, mogłem doczołgać się do mety.
Połowa półmaratonu to 37,40. To odcięcie również znajdowało się na szczycie drugiego podjazdu. Średnie tempo wzrosło i wyniosło 3,35 na kilometr.
Pobiegłem jako czwarty z minutową przewagą od najbliższego prześladowcy, ale z 2-minutowym opóźnieniem od trzeciego miejsca.
W pierwszym punkcie z jedzeniem po 11 kilometrach złapałem szklankę wody i wypiłem tylko jeden łyk. Pogoda pozwoliła mi biegać bez wody, więc zrezygnowałem z kolejnego posiłku.
Czułem siłę, oddech pracował dobrze, ale nogi już zaczęły „dzwonić”. Postanowiłem trochę przyspieszyć, żeby dogonić trzeciego biegacza. Przez kilka kilometrów mogłem grać przeciwko niemu 30 sekund, zmniejszając dystans do półtorej minuty, ale potem byłem już zmuszony zwolnić, bo nogi po prostu nie pozwalały mi biec. Nadal skulili się. A jeśli było wystarczająco dużo oddechu i wytrzymałości, aby biegać i biegać, nogi mówiły, że czas się uspokoić. Nie śniło mi się już, żebym dogonił tego biegnącego przed siebie. Opóźnienie rosło z każdym kilometrem. Postawiłem zadanie wytrzymać do mety i zabrakło godziny 17 minut. Gdy do końca dystansu pozostało 300 metrów, spojrzałem na zegar, który właśnie zbliżałem się do planowanych 17 minut, trochę przyspieszyłem i na koniec pobiegłem z wynikiem 1 godzina 16 minut 56 sekund. Po mecie wbijano nogi. W rezultacie zająłem 4 miejsce w kategoriach własnych i absolutnych na półmaratonie.
Wnioski dotyczące biegania i treningu
Bardzo podobał mi się dystans i mój ruch po nim. Pierwsze 10 km było bardzo łatwe. Na 35,40 pierwsze 10 km pokonałem z dużą wytrzymałością. Jednak nogi myślały inaczej. Po około 15 km wstali, a potem pobiegli „na zębach”. Dodatkowo podczas biegania bolały mnie mięśnie pleców, ponieważ przez ostatnie 2 miesiące w ogóle nie włączałam do programu treningu ogólnorozwojowego.
Moim celem na następny rok jest przebiegnięcie półmaratonu w mniej niż 1 godzinę i 12 minut. A maraton jest szybszy niż 2 godziny 40 minut (nacisk na półmaraton)
W tym celu przez pierwsze 2-3 miesiące zimy skupię się na GPP i długich krzyżach, ponieważ mam duże problemy z wolumenami. W zasadzie od 2 miesięcy skupiam swoją uwagę na interwałowej i powtarzalnej pracy z prędkością znacznie wyższą niż średnie tempo na półmaratonie, a tym bardziej na maraton.
Zrobię kompleksowy trening fizyczny, na wszystkie grupy mięśni, gdyż podczas półmaratonu okazało się, że biodra nie są gotowe na taki dystans, a mięśnie brzucha słabe, a mięśnie łydek nie pozwalają na więcej niż 10 km, aby mocno postawić nogę i zrobić dobry odpychanie.
Zamierzam również regularnie publikować raporty z moich treningów, aby osiągnąć cel, mając nadzieję, że moje raporty pomogą komuś zrozumieć, jak trenować na dystansach półmaratonu i maratonu.
Wniosek
Bardzo podobał mi się Muchkap. Radzę tu przyjechać absolutnie każdemu biegaczowi. Takiej techniki nie znajdziesz nigdzie indziej. Tak, trasa nie należy do najłatwiejszych, pogoda na początku listopada jest kapryśna, a może nawet minusowa przy wietrze. Jednak ciepło, z jakim ludzie traktują nowoprzybyłych, obejmuje wszystkie małe rzeczy. A złożoność tylko dodaje siły. To nie są tylko miłe słowa, to fakt. Dla zainteresowania porównałem zeszłoroczne wyniki tych samych zawodników, którzy przebiegli półmaraton i maraton w Muchkap, z wynikami tegorocznymi. Prawie wszyscy mają w tym roku gorsze wyniki. Chociaż w zeszłym roku, jak powiedzieli, był mróz -2 stopnie i silny wiatr. A w tym roku temperatura wynosi +7 i prawie nie ma wiatru.
Ta podróż na długo zapadnie w pamięci za ciepło, klimat, energię. Miasto bardzo mi się podobało. Czysto, miło i kulturalnie. Większość mieszkańców korzysta z rowerów. Parking rowerowy praktycznie przy każdym budynku. Rzeźby na każdym kroku. Wydawało mi się, że ludzie są znacznie spokojniejsi i bardziej kulturalni niż w większości innych miast.
P.S. Nie pisałem o wielu innych „bonusach” organizacyjnych, jak np. Kasza gryczana z mięsem na mecie, a także gorąca herbata, ciasta i bułki. Po zawodach duży bankiet. Grupa wsparcia, która została przeniesiona na środek toru i bardzo dobrze dopingowała każdego uczestnika. Nie wystarczy tylko opisać wszystkiego. Lepiej przyjdź i przekonaj się sam.